W ostatnią sobotę miałam okazję odwiedzić wrocławskie zoo. No i żeby nie było, że tak bardzo nie lubię zwierząt, a w sumie to się ich boję to poza wężami, jaszczurkami, pająkami i innymi obślizgłymi paskudami znalazłam swoich faworytów. Pierwsze miejsce zajmują kozy i owce, marzy mi się mieć taką jedną na podwórku. Wiele uroku miały także wirujące w wodzie foki, robiły to tak niezwykle delikatnie, że nadal nie mogę wyjść z euforii jaka mnie dopadła na ich widok.
Pogoda mi nie dopisała ponieważ rano było bardzo wietrznie musiałam ubrać na siebie jeszcze jedną warstwę, którą stanowił już przenoszony całą zimę grubo dziergany sweter.
No i na poprawę humoru udałam się z siostrą na lody. Trochę inne niż zawsze bo robione na bazie azotu, bardzo słodkie, co jednak mnie tylko przekonało do tego, że były pyszne.